Franco Colapinto zaliczył poważny wypadek podczas testów opon Pirelli na torze Hungaroring. Były zawodnik Williamsa,a obecnie kierowca Alpine, stracił panowanie w zakręcie numer 11 i wbił bolid A525 w barierę, niszcząc przednie skrzydło i zawieszenie. Alpine potwierdziło, że po badaniach medycznych Colapinto jest cały i zdrowy, choć sesja testowa została przerwana.
Wydarzenie miało miejsce tuż po Grand Prix Węgier, podczas dwudniowej sesji testów, w której uczestniczyły zespoły Alpine, Ferrari, McLaren i Racing Bulls. Celem było sprawdzenie nowych, węższych opon na sezon 2026 – według nowych przepisów przednie opony mają być o 25 mm węższe, tylne o 30 mm.
– Zebraliśmy dużo danych, choć szkoda, że straciliśmy część potencjalnego przebiegu dzisiaj, kiedy Colapinto wypadł z toru (choć nie miało to żadnego związku z oponami). Jeśli chodzi o konstrukcję, zweryfikowaliśmy nasze ostateczne rozwiązania pod kątem homologacji, zgodnie z regulacjami wchodzącymi w życie 1 września – powiedział Mario Isola, szef Pirelli Motorsport.
Gorzka weryfikacja
Franco debiutował w Formule 1 pod koniec sezonu 2024 w Williamsie, zastępując Logana Sargeanta. Swoją popisową jazdą w dziewięciu startach zdobył nawet 5 punktów, stając się pierwszym Argentyńczykiem w F1 od 2001 roku i dając nadzieję kibicom swojego kraju.
W sezonie 2025 przejął fotel w Alpine jako następca Jacka Doohana – rotację ogłoszono po sześciu rundach, kiedy Doohan nie zdobył ani punktu, a jego błędy w kwalifikacjach i kolizje sprawiły, że zespół postanowił zaryzykować z Colapinto.
Niestety, zmiana ta nie przyniosła oczekiwanej poprawy. Franco Colapinto przez siedem startów nie finiszował wyżej niż 13. miejsce, więc nie zdobył ani jednego punktu – wszystkie oczka na koncie Alpine zapisał Pierre Gasly.
Wypadek na Hungaroringu tylko pogłębił pytania, które od kilku tygodni krążą wokół Franco Colapinto. Miało być świeżo, odważnie i z nadzieją na przełom. W końcu zastąpił Jacka Doohana, który – choć nie błyszczał – miał za sobą solidne doświadczenie w strukturach Alpine. Tymczasem Colapinto, w teorii "perełka akademii Williamsa", miał być rewelacją drugiej części sezonu. W praktyce – jest równie bezbarwny jak jego wyniki.
Nie zdobył ani jednego punktu, regularnie kwalifikuje się na dalekich pozycjach i nie pokazuje niczego, co uzasadniałoby jego awans do Formuły 1. Wpadka podczas testów Pirelli to tylko kolejny symboliczny cios – nie tylko dla samego kierowcy, ale dla zespołu, który uwierzył w medialny mit wokół argentyńskiego talentu. Bo jeśli spojrzeć chłodnym okiem, to Colapinto był rozdmuchany przez fanów i marketing jako ktoś, kim jeszcze nie jest – przecież przez niektórych przyrównywany był nawet do Senny (i to nie tylko z wyglądu).
To jeden z tych przypadków, gdzie hype wyprzedził rzeczywistość. Owszem, miał kilka błysków w seriach juniorskich, ale nic, co z miejsca stawiałoby go w kolejce do fotela w Formule 1. Jeśli porównać go z Pierre'em Gaslym, sytuacja jest aż nazbyt klarowna: Francuz regularnie melduje się w Q3, walczy o punkty i mimo wszystko trzyma poziom, podczas gdy Colapinto nadal błąka się w ogonie stawki. I choć każdy kierowca zasługuje na czas, by się rozwinąć, to Colapinto nie tylko nie idzie do przodu, ale wygląda, jakby utknął w miejscu – a Formuła 1 nie ma czasu na stagnację.
Pokusiłbym się jednak o stwierdzenie, że Franco mimo wszystko zostanie w Alpine do końca sezonu. Bo jak wszyscy wiemy, w Formule 1 najważniejsze są pieniądze – a Argentyńczyk ma za sobą sponsorów, których zespół po prostu potrzebuje.
Miał być skok jakościowy, a wyszło na to, że Alpine wymieniło kierowcę bez punktów… na kierowcę bez formy.
2025-08-07 - S. Nowicki
0
Komentarze do:
Wpadka Franco Colapinto na testach Pirelli. Jaka przyszłość Argentyńczyka w F1?