Pierre Gasly jest przykro zaskoczony defektem silnika Hondy w swoim bolidzie podczas pierwszego wyścigu nowego sezonu Formuły 1 w Australii.
Hybryda Japończyków zawodziła regularnie w poprzednich latach w samochodach McLarena, ale gdy trafiła do wozu Toro Rosso, na zimowych testach była imponująco niezawodna.
Jednak kiedy przyszło się ścigać, znowu wysiadła. Już na 15. okrążeniu Gasly'emu zaczął dymić tył auta. Francuz zjechał do garażu i już nie wrócił na tor. Okazało się, że wystąpił problem z układem MGU-H odzyskującym energię cieplną ze spalin.
„Wszyscy jesteśmy dosyć rozczarowani, bo testy poszły tak dobrze. Nie było w ogóle żadnych kłopotów, a udajesz się na pierwsze zawody i napotykasz pierwszy problem". - mówi 22-latek.
„Nie będę kłamał, to na pewno utrapienie, ale tak to jest. Wszyscy postarają się dostosować i sprawić, żeby w kolejnych wyścigach szło jak najbardziej gładko".
Gasly już może być pewny, że przekroczy zaostrzony limit podzespołów jednostki napędowej na sezon. Ale nadal wierzy w zwiększoną wytrzymałość napędu Hondy.